Koleżanka zażyczyła sobie zdekupażowanego kufra na różne szyciowe drobiazgi. Nawet papier ze specjalnym wzorem, który sobie wybrała, zamówiłam przez neta. Tylko jeszcze dała kufrzysko kochającemu tatusiowi swojemu, coby jej zamek przyśrubował. A kochający tatuś jeszcze taką rączkę malowniczą domajstrował, a co. Już nie chcę pokazywać, jak to cudnie wygląda od wewnątrz. No. I maluj wokół tego, i przyklejaj, i lakieruj. Wrrrrr....
A tak w ogóle po raz pierwszy w życiu zaczęłam robić... chustę na szydełku (według najprostszego z możliwych wzorów, właśnie dla takiego lajkonika, jak ja). Zaczęło się od tego, że byłam na rekolekcjach i w kaplicy wiało mi po plecach, a nie miałam żadnego brązowego sweterka. Tak więc pomysł się wykluł, a teraz poczeka tydzień na wykończenie (tak sobie optymistycznie liczę, że dostarczenie przesyłki zajmie poczcie tydzień, ostatnio przynajmniej tak było). Jak już ją skończę, to oczywiście pokażę. Dawna współlokatorka (ta, której robiłam herbaciarkę na ślub) dziwi się, że mi się chce. Tak, chce mi się właśnie bardziej machać szydełkiem i cieszyć się jak głupia, że coś fajnego wychodzi, niż chodzić po sklepach i denerwować się, że nie ma tego, co chcę albo nie w tym rozmiarze.
No, wyzłościłam się na blogu :)
Robótka wygląda bardzo fajnie. Pewnie ciężko będzie z omijaniem tej rączki ale sobie poradzisz:)
OdpowiedzUsuńSzydełko jak szydełko, ale druty - to jest dopiero szczyt skomplikowania...
OdpowiedzUsuń